Fundacja MEAKULTURA tworzy i promuje wartościową kulturę, w szczególności muzyczną, przełamując jednocześnie stereotypy dotyczące funkcjonowania twórców w realiach rynkowych. O tym, że skuteczna realizacja misji nie jest możliwa bez właściwego zaplecza kompetencyjnego i ekonomicznego rozmawiam z prezeską fundacji – Marleną Wieczorek.
Sztuka Fundraisingu: Fundacja MEAKULTURA nie poprzestaje na promowaniu wartościowej kultury muzycznej. W Waszą misję wpisane jest profesjonalne wspieranie twórców i podmiotów kultury w rozwijaniu kariery i radzeniu sobie w trudnych rynkowych realiach. Jakie są największe wyzwania i trudności przy pozyskiwaniu funduszy na tego rodzaju działalność? Na jakich założeniach jest oparta Wasza strategia fundraisingowa?
Marlena Wieczorek: Nasze projekty są dość różnorodne: od wspierania wartościowego dziennikarstwa i krytyki muzycznej, dzięki m.in. wydawaniu niezależnego pisma o muzyce meakultura.pl, poprzez aktywizację ludzi wokół kampanii społecznej Save the Music, po prowadzenie szkoleń i studiów podyplomowych. Jesteśmy eksperckim think tankiem. Z naszej perspektywy najtrudniej jest pozyskiwać środki na działania ogólnopolskie, które są zazwyczaj produkowane przez duże instytucje kultury. Możliwość wpływania na odbiorców wymaga zaangażowania solidnych nakładów finansowych, zwiększania zasięgów, mocnego PR-u, więc pewnie łatwiej by nam było odnaleźć się w działaniach lokalnych, związanych z jakimś konkretnym wydarzeniem miejskim – bo tak w praktyce skonstruowany jest system grantowy. Duzi otrzymują duże granty, najwięksi to instytucje narodowe, a mali z założenia powinni pozostać lokalni. [śmiech]
Nasza strategia fundraisingowa ewoluowała na przestrzeni lat. Zakładając fundację, myślałam idealistycznie – mamy fachowców, świetne projekty, szerokie horyzonty, poprosimy o dotację państwową i będziemy się systematycznie rozwijać, zmieniając świat na lepsze. Po latach działań według tego modelu odczuliśmy na własnej skórze, czym jest tzw. „grantoza”. To w coraz mniejszym stopniu droga dla naszej organizacji. Teraz już sporadycznie piszemy wnioski, za strategiczne podejście uważamy dywersyfikację działań projektowych i tych związanych z pozyskiwaniem źródeł finansowania. Prowadzimy więc działalność gospodarczą, „mamy” jeden procent, piszemy czasem wnioski, ale bardzo uważnie czytamy regulaminy. Zależy nam na swobodzie merytorycznej, nie chcemy generować przypadkowych działań wynikających np. z przypadających rocznic. Wchodzimy w partnerstwa, jak z Collegium Civitas, działamy też międzynarodowo – ostatnio wydaliśmy książkę we współpracy z prestiżowym brytyjsko-amerykańskim wydawnictwem Scala. A przede wszystkim liczymy na świat biznesu. To nasza wielka nadzieja i nasz konkretny plan na najbliższe lata.
SF: Powiedz, proszę, więcej o Waszej współpracy z Collegium Civitas. Studia podyplomowe „Muzyka i media” to wsparcie twórców, dziennikarzy i organizatorów kultury muzycznej w zarządzaniu własną karierą, ale też przykład współpracy organizacji pozarządowej z prywatną uczelnią. Dla mnie jako model wychodzi on poza szablon czystej transakcji finansowej. W jaki sposób narodziła się ta współpraca? Na jakich zasadach jest oparta? Co jest kluczowe dla jej powodzenia? Jak duże jest zapotrzebowanie na tego typu ofertę?
MW: Współpraca narodziła się z mojej inicjatywy. Wiedziałam, że chcę stworzyć taki właśnie kierunek studiów, a uczelnie państwowe prawdopodobnie nie będą zainteresowane współpracą z organizacją pozarządową. Poza tym publiczne szkoły wyższe korzystają z własnej kadry, a ja chciałam dobrać najlepszych specjalistów, przede wszystkim praktyków. Cieszę się, że doszło do współpracy z Collegium Civitas, a szczególnie wdzięczna jestem Teresie Wierzbowskiej, dla której muzyka ma szczególne znaczenie. Muzyka i media nigdy nie stanie się kierunkiem, na który zapisze się sto osób. To z założenia ma być propozycja bardziej elitarna, ale co roku trafia do nas kilkunastu wspaniałych, mądrych słuchaczy, pełnych pasji, dla których ważny jest profesjonalizm. Oni uczą się od nas, a my jesteśmy zbudowani, że tak realnie wpływamy na rozwój kadr kultury.
Ogromną wartością kierunku są wykładowcy reprezentujący różne światy muzyczne. Od bardzo medialnego (Adam Sztaba), przez marketingowy (Stanisław Trzciński) i uniwersytecki (prof. UG Grzegorz Piotrowski), kończąc na stricte redakcyjnym (Jarosław Szubrycht). Więcej informacji TUTAJ.
SF: Na tym nie poprzestajecie. Uruchamiacie drugi kierunek pod nazwą Komercjalizacja projektów w kulturze. Słowo „komercjalizacja” ma raczej negatywne konotacje w obecnych w sektorze kultury przekonaniach. Wy używacie go w kontekście samodzielnego, profesjonalnego, świadomego funkcjonowania na rynku muzycznym. Opowiedz więcej o tej perspektywie.
MW: „Komercjalizacja” pojawia się w nazwie drugiego stworzonego przez nas kierunku studiów podyplomowych, który poświęcony został modelom działania w sektorze kultury i relacji międzysektorowych, w szczególności w kontekście jego finansowania i budowania marki. Kiedy uruchomiliśmy nabór na Komercjalizację projektów w kulturze (również w Collegium Civitas), zdziwiły mnie reakcje znajomych. Okazało się, że terminologia w ekonomii czy biznesie całkowicie neutralna, wśród ludzi kultury budzi duże obawy, a czasem strach. Z niechęcią mówiono o komercjalizacji, przeciwstawiając jej misyjność. Zastanowiło mnie to. W kulturze działa wiele osób z potencjałem, rodzi się duża ilość fantastycznych pomysłów, ale brakuje elastyczności w myśleniu o zapewnieniu finansowania i opłacalności projektu. O ile w każdej innej branży rentowność jest czynnikiem bazowym, o tyle w kulturze staje się jednym z ostatnich stawianych sobie pytań (o ile w ogóle się ono pojawi). Do powołania tego kierunku zmobilizowały mnie własne doświadczenia, często nawet żartuję, ale na poważnie [śmiech], że będę uczestnikiem każdych naszych zajęć.
Z premedytacją więc odczarowujemy KOMERCJALIZACJĘ w kulturze, m.in. dzięki naszym wspaniałym wykładowcom, z których tym razem większość reprezentuje inne branże niż kultura. Zależało mi, aby pozyskiwania środków uczyli praktycy, którzy na co dzień zajmują się zarabianiem, a nie tylko wykładają o zarabianiu albo zarządzają instytucjami z zapewnionym budżetem z zewnątrz. Więcej informacji TUTAJ.
SF: Bariery kompetencyjne, które pomagają pokonywać, to nie wszystko. W pozyskiwaniu funduszy na działalność często przeszkodą są nasze własne przekonania, bariery mentalne. Czy instytucji kultury lub organizacji zajmującej się kulturą wysoką wypada zwracać się do swojej publiczności o wsparcie finansowe? Czy spotykasz się z tego rodzaju dylematami?
MW: Tak, spotykam się z tym, że musimy uzasadniać sens swojego istnienia. I wypada prosić, tak samo jak wypada prosić o wsparcie na każdą inna działalność misyjną. Uważam, że jednak trudniej jest przekonać ludzi do pomagania fundacji ideowej niż tej ściśle charytatywnej. Mówię o tym na poziomie strategii fundraisingowych. Jak mam pokazać niedolę „Pani Muzyki” w jednym haśle, jak uzmysłowić, że dzięki edukacji muzycznej, uwrażliwianiu, inwestowaniu w talenty zapobiegamy różnym sytuacjom, z którymi walczą następnie np. organizacje socjalne (bądź resocjalizacyjne)? Jak pokazać, że wartość muzyki to nie tylko jej aspekt zabawowy, kiedy spora grupa osób przez np. zaniedbania w systemie edukacji nie widzi problemu? Pozostaje jeszcze świat biznesu, któremu trzeba komunikować, że to ekonomia jest częścią kultury, a nie odwrotnie, i że zainwestowanie w przyszłego Chopina daje przez setki lat pieniądze z turystyki, z „obracania” marką artysty i z budowania PR-u kraju.
Dodam, że Fundacja MEAKULTURA wchodzi w różne inicjatywy sektorowe, czyli bardzo angażuje się ogólnie w rozwój społeczeństwa obywatelskiego w Polsce. Chcemy doprowadzić do sytuacji, w której bycie wolontariuszem jakiejś fundacji (także z poziomu eksperckiego) czy – w przypadku biznesmenów – bycie filantropem stanie się modne (tak jak jest to w krajach np. skandynawskich). Aktywizacja otoczenia społecznego i promocja idei wolontariatu kompetencyjnego w Polsce jest jednym z naszych priorytetów.
W swoim pytaniu połączyłaś dwa różne światy – organizacji pozarządowych i instytucji, które z założenia mają być państwowe. A przecież w tych instytucjach ostatnio bardzo inwestuje się w działy fundraisingowe, które zagarniają przestrzenie dawniej zarezerwowane dla NGO-sów… Z mojej perspektywy powinna istnieć ograniczona/mała liczba miejsc niemal całkowicie finansowanych z budżetu, o najwyższej randze i jakości, a tworzeniem kultury powinny zajmować się organizacje pozarządowe, firmy lub sami artyści.
SF: Jakie są z Twojej perspektywy największe wyzwania i kluczowe potrzeby w kontekście poprawy zdolności finansowych twórców i podmiotów na rynku muzycznym? Jakiego rodzaju rozwiązania systemowe byłyby kluczowe, żeby poprawić ich sytuację i wspierać w samodzielnym funkcjonowaniu?
MW: Ostatnio oglądałam program, w którym krawcowa miała umowę z pośrednikiem i ten przekazywał jej produkty docelowej firmie. Kobieta zarabiała pięć złotych na godzinę. Ekspert, który się wypowiadał, tłumaczył, że w biznesie trzeba rezygnować z takich relacji, bo taki długi „układ pokarmowy” ekonomicznie nie ma sensu. Przeniosłam to do świata kultury, gdzie rozlicznych „operatorów programów” jest cała masa… Ostatecznie, po opłaceniu pośredników, do organizatora trafia mały odsetek pierwotnego budżetu… Czy nadprodukcja instytucji kultury jest dobrą drogą do rozwoju tego sektora?
Jeśli chodzi o poszczególnych twórców, to świetnie, że obecnie w Polsce pracuje się nad wprowadzeniem statusu artysty zawodowego, dzięki czemu m.in. przysługiwać im będzie prawo do opłacania składek na ubezpieczenie społeczne, ubezpieczenie zdrowotne i Fundusz Pracy w wysokości łącznych składek ustalonych dla ubezpieczonego i płatnika, wyliczonych dla minimalnego wynagrodzenia za pracę. W planach też są dopłaty dla tych z niższym wynagrodzeniem od przeciętnego. Nie wiem, jak teraz wygląda praca nad tym projektem, o którym mówi się od lat, natomiast mój sprzeciw budziło stworzenie rady, która będzie decydować, czy ktoś jest artystą, czy nie. Wolałabym, żeby takie rozwiązania były oparte na doświadczeniach np. niemieckich. Jak mówił wybitny śpiewak, Tomasz Konieczny, w wywiadzie udzielonym dla pisma MEAKULTURA.pl, aby zameldować się w KSK w Niemczech (Künstlersozialkasse) – instytucji, która zrzesza przedstawicieli wolnych zawodów – nie trzeba być dyplomowanym artystą. Po prostu trzeba czynnie uprawiać zawód artysty lub dziennikarza. Ale i nauczyciele sztuki są członkami tej kasy ubezpieczeniowej. KSK sprawdza kandydatów na członków, ale dyplom ukończenia jakichś studiów nie jest tutaj absolutnie rozstrzygający. Więcej informacji TUTAJ.
Jestem też fanką stypendiów twórczych, ale takich, w których jest duża doza zaufania, czyli rozliczam się z efektu merytorycznego, mogę do projektu zapraszać i inne osoby. Z uwagi na trudne położenie finansowe niektórych zdolnych twórców czy naukowców, być może pomyślałabym o konkursie dla wybitnych osób, które nie mają stałych etatów. Sama również dwa razy otrzymałam stypendia twórcze od dwóch różnych ministrów kultury. Jedno z nich rozwinęło się potem w książkę Sto lat muzycznej emigracji. Kompozytorzy polscy za granicą (1918–2018).
SF: Chciałabyś dzięki swojej działalności inwestować i wspierać nowoczesne kadry kultury, które bez kompleksów i samodzielnie potrafią (także na skalę międzynarodową) tworzyć i rozwijać projekty. Co zadecydowało – z Twojej perspektywy – o tym, że udało Ci się zostać tak ważną i innowacyjną kreatorką kultury w Polsce?
MW: Przede wszystkim nie boję się myśleć odważnie, potrafię zarażać entuzjazmem innych ludzi, nie skupiam się na własnych korzyściach, no i nie pozwalam na podcinanie sobie skrzydeł przez ludzi, którzy nie pomagają, za to są zawodowymi krytykantami. To jeśli chodzi o cechy charakteru, natomiast ciągły samorozwój ma duże znaczenie. Chodzi o to, żeby się nie zastać: intelektualnie, środowiskowo, we własnej strefie komfortu. My np. poznałyśmy się na szkoleniu dla managerów wyższego szczebla w organizacjach pozarządowych PROMENGO, bo chciałyśmy lepiej zarządzać organizacjami i zobacz, do czego nas ten networking doprowadził. [śmiech] Poza fundacją podejmuje też nowe wyzwania – ostatnio podpisałam kontrakt w REA – Agencji Wykonawczej ds. Badań Naukowych Komisji Europejskiej, która odpowiada za finansowanie badań i innowacji oraz zarządza dotacjami UE na badania naukowe. Musiałam co prawda z dnia na dzień odstawić na bok wiele priorytetowych spraw, ale takich szans nie sposób nie wykorzystać. Poza tym potrzeba pogłębiania wiedzy, zrozumienia systemu grantowego na większą skalę, wreszcie działanie na rzecz marki Fundacji i poszerzanie sieci kontaktów też ma znaczenie.
Z pewnością ważne jest też szczęście w życiu, aby spotkać na swojej drodze osoby, które wspierają i wierzą w Ciebie.
SF: Twoje największe fundraisingowe marzenie to…?
MW: Jeśli marzenie, to takie z górnej półki. Chciałabym, aby Fundacja MEAKULTURA miała kapitał żelazny, np. dwa miliony złotych, abyśmy mogli inwestować i pomnażać te środki, a także móc stabilnie rozwijać projekty, w tym fundować stypendia dla wizjonerskich managerów kultury. Odkąd miałam robocze spotkanie z Wojciechem Szapielem, dla którego takie kwoty nie są kosmicznym budżetem, nie wydaje mi się to już nierealne.
Na koniec – poza podziękowaniami za zaproszenie mnie do Twojej fantastycznej inicjatywy – skorzystam z okazji fundraisingowej: zapraszam do kontaktu firmy i osoby fizyczne, które chcą razem ze mną rozwijać przełomowe projekty dla polskiej kultury, w szczególności muzycznej. Gwarantowana niezależność, najwyższy poziom merytoryczny, a w planach chcemy przekraczać granice, także dosłownie. Bo jak powiedział wybitny polski wynalazca i filantrop Witold Zglenicki:
Kto liczy na tygodnie, ten sieje trawę.
Kto liczy na lata, sadzi drzewa.
Ale kto liczy na stulecia,
Ten wychowuje i kształci ludzi.
Proszę Państwa, „liczcie ze mną na stulecia”!
JEŚLI ZAINTERESOWAŁA CIĘ DZIAŁALNOŚĆ FUNDACJI MEAKULTURA, ZACHĘCAM DO ODWIEDZENIA STRONY INTERNETOWEJ FUNDACJI:
ORAZ DO ZAPOZNANIA SIĘ Z BOGATYM ZBIOREM OPRACOWANYCH PRZEZ FUNDACJĘ TEKSTÓW, KTÓRE PORUSZAJĄ TEMAT FINANSOWANIA KULTURY:
Strategie komercjalizacji projektów kultury – rozmowa z Wojciechem Szapielem
Marketing w kulturze nie jest porzuceniem idei – wywiad z Jakubem Jasiczakiem
Kultura i sztuka mają ogromną przewagę nad rynkiem produktów i usług – wywiad z Beatą Dubiel Stawską
Z pustego i excel nie naleje – wywiad z Andrzejem Kosowskim
Kulturalne społeczeństwo ma się pod każdym względem lepiej – Ewa Lutowska
Kultura musi korzystać z narzędzi biznesowych, pr-owych, edukacyjnych i nie okopywać się w swojej wielkości – wywiad z Agatą Grendą
Polacy już dawno wyprzedzili swoje państwo – wywiad z Andrzejem Sadowskim
Instrukcja obsługi sponsora – wywiad z Ewą Łabno–Falecką